Jadwiga Grzegorczyk

Męki tworzenia, czyli jak nie zostałam poetką

Otrzymałam zamówienie.
Mam poetką być i basta!
Nic prostszego.
Już spis robię - co potrzeba
i wybieram się do miasta.
Papier w kratkę cały rulon,
piór bez liku.
Kilo kawy, wór landrynek,
okulary i po krzyku.
Siadam.
Kawa jedna, druga.
Pustka w głowie, że aż dudni.
Jak tu zacząć? Co tu pisać?
Chyba się utopię w studni.
Trzeba by opisać wszystko:
kto przyjechał,  kto nie zdążył,
jak wspaniałe to spotkanie,
kto co mówił i gdzie krążył.
Ale jak opisać ciszę,
którą przeżyliśmy na mszy?
Jak opisać mam wzruszenie
wszystkich:
małych, dużych, starszych?
A śpiewanie? a ziemniaki?
A przyroda? A ognisko?
Jakiej duszy poetyckiej trzeba,
aby móc wyrazić wszystko?
Już landrynki się skończyły,
na dnie filiżanki kawa.
I co dalej? Rezygnuję.
Dla mnie to za trudna sprawa.
W głowie zamęt, znikąd rymów,
brak też górnolotnych słów.
Nie ma rady. Trzeba wracać
do pisania prozą znów.

 

Zdjęcie: Dreamstime.com