Zofia Tumielewicz

Jesień

Matuś
Nadeszła jesień –
Z drzew spadają  liście
Smutek po kątach się niesie.
A rok tak urodzajny
W jabłka, śliwki, brzoskwinie
Hojnie rozdał plony
- Lecz niedługo przeminie.

         Niestety, już bez ciebie
         Bez rąk, które zbierały
         Wszystko, w co ogród obrodził,
         By nic się nie zmarnowało.

         Były z jabłek kompoty,
         Ogórki konserwowe,
         Ojcowa śliwowica,
         Przetwory na zimę gotowe.
  
          Teraz od lat już paru
          Gdy brak twej obecności
          Cisza nastała w domu
          I nie przychodzą goście.

Jeszcze nie raz

Jeszcze nie raz zapłaczę
Z oczu cicho łza spadnie
Usiądę na twym krześle
Odmówię różaniec.
   
        Laska stojąca w kącie
        Poduszka na zydelku
        Twoje leki na serce,
        Stare zdjęcia w pudełku.

         Kocyk co nogi tulił
         Zwinięty leży w kącie.
         Zapomniane dotyku
         Warcaby cicho drzemią.

A tak niedawno jeszcze
W rękach twych żyły
Wszystkie domowe sprzęty
Długie lata służyły.

            Gdy patrzę na nie – myślę
            Że krzątasz się po domu
            Tylko wyszłaś na chwilkę
            Do drugiego pokoju.

Ogród 
mężowi
      
Ogród
Cisza dookoła
Chciałabym postać twą przywołać.
Lecz jesteś już w niebie,
A tutaj w sadzie
Czeka na ciebie grusza
Wiśnie ulubione,
Róże kremowe i białe
Twą ręką posadzone.
Przekwitły owocowe drzewa
W biel i róż umajone
Truskawka już dojrzewa
Wypatruję cię z każdej  strony.
Czasem ptak z gałęzi pyłek strzepnie    
To twa postać zmieniona
To ty tak pięknie śpiewasz
I  Bierzesz w swe ramiona.
Staram się by było pięknie,
Robię to dla ciebie
Byś był szczęśliwy
W tym dalekim niebie.

Czarodziejska góra

        
Trzeci wiek to czarodziejska góra
Na którą wspinasz się mozolnie
Czas z rąk się wymyka
Z drabiny wyłamują stopnie.

Udajesz -  nieźle jest
A łza ci błyszczy w oku
Już wróbel z ciebie jest
A nie  wędrowny sokół.

Szczęście

Małe szczęście
Zamknięte w dłoni
Cichaczem z rąk się wymyka
Łapię je rozpaczliwie we śnie
Lecz niespełnienie dotykam.

Niepewność
          
Świt się budzi z oparów nocy
Z lekką mgiełką nad polami,
Jaką tajemnicę niesie
Co dziś się z nami stanie

Ranek - dnia zaranie
Jak dziecka narodziny
Początek cyklu dobowego
W którym mijają godziny’
Wieczór - to schyłek dnia -
Człowiek wiekiem sterany
Poprzez etapy żucia
Staje spracowany.

Zmieniają się lata życia
Codziennie nowy poranek
Czas pędzi do przodu
          
Kres
        
A kiedy czara się dopełni
Klepsydra czasu wyznaczy kres
Ze światem się żegnaj
Ku bramom nieba bież.

Jakże mam zostawić
Łąki kwieciste
Sady jabłek pełne
Szczyty gór strzeliste
                 
Tu mam swój mały świat
I każdą ścieżkę znam
Zgubię się
W przestworzach
Nie trafię do Boskich bram

Oszczędź mniePanie
Jeszcze nie wołaj
Na  zgodę by odejść
Nie jestem gotowa.   
     
Retrospekcja

Cóż to za młoda dziewczyna
Płynie tak lekko na fali,
W ramionach smukłego tancerza
Muszę wziąć okulary;
        
Delikatnie muska jej włosy
Zapachem lawendy pachnące
W oczy zamglone wpatruje
Ogniem pożądania lśniące.
      
Sala wiruje w takt walca
Kandelabry migocą
Serpentyny jak węże
Dwa ciała splatają nocą’

Wyblakłe zdjęcie z  albumu
W starej szufladzie schowane
Przybliża czas miniony
W kurzu lat zapomniane.

Miłość sonet

Zagościłaś w mym sercu jak jutrzenka
Co swym promieniem
Zamyka wrota   nocy
Dzień bez ciebie to rozpacz i udręka
Gdy czarnym cieniem pogrąża w niemocy.

Płonę z daleka zamarzając z bliska
Słysząc twój  głos 
Niesiony przez echo
Uroda doskonałością tryska
Szlachetna postać duszy mej pociechą
                  
O ukochana spójrz choć raz
Łaskawym okiem
Z twych ust niech spłynie
Gorące  słowo  = kocham
A miłość niech obudzi się na nowo’

Haiku

Gody  motyli
W rozedrganym   powietrzu
Powiew zefiru’
Ropucha w  studni
Piasek z mułu oczyszcza
W bajkę zaklęta.

Pręgowaty kot
W błogim śnie myszy liczy
Czyżby śniadanie

 

Zdjęcie: Dreamstime.com