Sara-S.
Takie życie
I
Lawendowa, jaśminowa, różana
otulona w lipcową mgiełkę
ciepła
czekam
A jeśli za późno na czekanie
spoglądam
w przeszłość
za późno...
uwodzi mnie
migoczący ekran monitora.
Czekam
wciąż czekam
na cud
wiem, że nigdy nie nastąpi
lecz czekam...
w samotnej pościeli
obleczonej
światłem ulicznych latarni
II
Bez marzeń
bez planu
bez celu
na jutro, pojutrze
marzenia ulotniły się w oparach rosołu
w lśniących podłogach
błyszczących szybach okien
Usiadł na dłoni
zachwycający
mnogością barw
i wzorów
Wzniósł się w powietrze
wolny
naprawdę
Krzyczysz, ze grochówka
przypalona
...tak krótko jest się motylem....
III
Nic nie zmienię
nic nie wróci
to boli ...tak bardzo....
nie wiem
co bardziej
ciało czy dusza
a przecież miałam
takie dobre miejsce
w amfiteatrze życia...
Myliłam drogi
ścieżki
podejmowałam złe decyzje
zgubiłam
gdzieś
na początku
instrukcję na życie...
IV
W dresach
kucykiem na głowie
zniszczonych kapciach
krążę
kuchenka
ścierka, gąbka
kipiąca zupa
krążę
a raczej
moje ciało
niechętne
obok
moja dusza
cierpiąca
krąży
czasem
uśmiecha się
tańczy
czeka
pamięta
kocha
krążymy
ja
i moje ciało
zawsze obok
bez nadziei
na spotkanie....
V
Zła
nieprzystępna
nieczuła
z oczami bez blasku
dłońmi
unikającymi
dotyku
ustami
pocałunku
ty
zmieniłeś mnie
w szatański
obraz Doriana...
Już nie krzyczę
nie biję się
z przeznaczeniem
nic nie zmieniam.
Czasem tylko
jakiś grymas
jakaś łza
wspomnienie.
Stoję w miejscu
pusta obojętna
już... wszystko jedno
już tylko ... czekam.
VI
w półśnie półjawie
leżąc
chwytam sen
nad cienką linią
bytu
i niebytu
trzymam z sił
całych
mą miłość
śnienie mija
a ja ...
czuję jeszcze
smak Twoich ust
ciepło rąk
słowa słowa
te ostatnie
moje
i Twoje...
ostatni pocałunek
...
I cóż z tego
że się nie zgadzam
że krzyczę głośno
lub niemo...
To nie tak
miało być...
któż więc
naniósł poprawki
w scenariuszu
mojego życia?
I cóż z tego
że protestuję
cichym łkaniem
do poduszki
Bezwzględny
reżyser
zabrał mi
najważniejsze
role i kwestie
mego życia.
Korekty nie będzie...
VII
tu
nie ma nic
pozornie
tu
nikt
nie przeszkadza
tu nie dociera słońce
ani księżyc
tu
odnajduję świat
mój świat
tu znów
jesteśmy razem
tu
Ty i ja
tu gładzę Twe włosy
dłonie krążą
tu
po Twym ciele
tu
oddaję się
cała
mały ten świat
tu
pod parasolem
z koca
na głowie...
VIII
I znów
Czyjaś ręka
zatrzymuje moją
wędrówkę
Prowadzi
do łóżka
okrywa kołdrą
zamyka drzwi
Nadaremnie...
Z księżycem następnym
znów wstanę
szukać
siebie
z tamtych lat...
IX
Dzień był dniem
Noc nocą
Łzy suszyła
matczyna spódnica
Strach koiły
silne dłonie ojca
Tak nagle
w dzień wkradła
się noc
Nikt nie osuszy
łez
Nie otoczy
uściskiem
bezpiecznym
Już nie...
Na równoważni
życia
chwieję się...
Pozostawiona
sobie
Nieprzygotowana
na upadki
Ani do przodu
ani wstecz
Dorastanie
jest
BARBARZYŃSTWEM...
X
Obdarta z zachwytu
dobra
miłości
jestem naga...
Wstydliwie okrywam
braki
uczucia
których nie ma...
Wkładam maskę
twarz
chowam
przed światem
Nie jestem
dobra
zła
więc jaka?
Ulepiona
z bólu
cierpienia
wciąż szukam...
Szukam po omacku
zagubionych
puzzli
mego życia...
XI
Nieufnie stąpam
po Twojej ziemi
z lękiem podaję
dłoń
Mówisz mi piękna
mówisz mi motyl
a przecież na włosach
szron
A jeśli miną piękne
chwile
dni i noce szalone?
.............................
wręczysz mi bilet
w powrotną stronę?
Zdjęcie: Dreamstime.com